O‎ ‎chłopcu,‎ ‎który‎ ‎służąc‎ ‎u‎ ‎czarownika‎ ‎ukradł‎ ‎mu‎ ‎książkę‎ ‎czarodziejską,‎ ‎a‎ ‎potem‎ ‎zmieniał‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎różne‎ ‎zwierzęta

O‎ ‎chłopcu,‎ ‎który‎ ‎służąc‎ ‎u‎ ‎czarownika‎ ‎ukradł‎ ‎mu‎ ‎książkę‎ ‎czarodziejską,‎ ‎a‎ ‎potem‎ ‎zmieniał‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎różne‎ ‎zwierzęta

Stanisław Ciszewski / bajka z Luborzycy



Luborzyca

Chłop‎ ‎miał‎ ‎syna,‎ ‎ale‎ ‎mu‎ ‎była‎ ‎bieda.‎ ‎Ale‎ ‎chłopak‎ ‎się zabrał‎ ‎na‎ ‎służbę.‎ ‎Wysed‎ ‎na‎ ‎gościniec,‎ ‎a‎ ‎pan‎ ‎jechał.‎ ‎Ale‎ ‎sie go‎ ‎pyta,‎ ‎czego‎ ‎chce.‎ ‎A‎ ‎on‎ ‎powiada,‎ ‎ze‎ ‎służby.‎ ‎A‎ ‎on‎ ‎się‎ ‎go spytał,‎ ‎ten‎ ‎pan,‎ ‎czy‎ ‎umie‎ ‎czytać‎ ‎i‎ ‎pisać.‎ ‎Powiedział,‎ ‎że‎ ‎umie. „A‎ ‎to‎ ‎cię,‎ powiada,‎ ‎nie‎ ‎wezmę,‎ kiedy ‎umiesz‎ ‎czytać,‎ ‎pisać“.‎ ‎Ale‎ ‎chłopak‎ ‎się‎ ‎zamyślał ‎i‎ powiada,‎ ‎żal‎ ‎mu‎ ‎było,‎ ‎że‎ ‎go‎ ‎nie‎ ‎wziął.‎ ‎Tak potem‎ ‎zastąpił‎ ‎mu‎ ‎drogę,‎ ‎i‎ ‎potem‎ ‎pyta‎ ‎go‎ ‎się‎ ‎ten‎ ‎pan: „Czego‎ ‎chcesz?”‎ ‎a‎ ‎on‎ ‎sam‎ ‎był‎ ‎„A,‎ powiada,‎ ‎służby“.‎ ‎Tak‎ powiada: „Siadaj‎ ‎ze‎ ‎mną‎”‎.‎ ‎Bo‎ ‎on‎ ‎go‎ ‎się‎ ‎pyta‎ ‎powtóre,‎ ‎czy‎ ‎umie‎ ‎czytać,‎ ‎pisać;‎ ‎on‎ ‎powiedział,‎ ‎że‎ ‎nie‎ ‎umie;‎ zełgał ‎przed‎ ‎nim.‎ ‎Jak wzion‎ ‎jechać,‎ ‎tak‎ ‎jechał‎ ‎prosto‎ ‎tam‎ ‎na‎ ‎bagno.‎ ‎Tam‎ ‎miał ‎pałac na‎ ‎tym ‎bagnie,‎ ‎tam.‎ ‎Jak‎ ‎dopiero‎ ‎tam‎ ‎zajechał,‎ ‎tam‎ ‎on‎ ‎miał uwiązanego‎ ‎konia‎ ‎i‎ ‎psa‎ ‎na‎ ‎łańcuchach,‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎pałacu;‎ ‎to‎ ‎był czarnoksiężnik‎ ‎taki.‎ ‎Jak‎ ‎go‎ ‎zsadził,‎ ‎tak‎ ‎mu‎ ‎kazał‎ ‎dawać‎ ‎koniowi‎ ‎mięsa,‎ ‎a‎ ‎psu‎ ‎siana‎ ‎i‎ ‎bić‎ ‎zawdy,‎ ‎jak‎ ‎nie‎ ‎będzie‎ ‎jeść.‎ ‎A‎ ‎on jak‎ ‎dopiero‎ ‎mu‎ ‎tak‎ ‎zapowiedział,‎ ‎tak‎ ‎już‎ upiął ‎potem‎ ‎tego psa‎ ‎i‎ ‎tego‎ ‎konia.‎ ‎Aż‎ ‎dopiero‎ ‎się‎ ‎odzywa‎ ‎do‎ ‎niego‎ ‎koń:‎ ‎„Ty się‎ ‎tu‎ ‎tak‎ zasłużysz,‎ ‎jak‎ ‎my‎ ‎się‎ ‎tu‎ zasłużyli u‎ ‎niego.‎ ‎Tak‎ ‎tu tobie‎ ‎będzie‎ ‎u‎ ‎niego,‎ ‎jak‎ ‎i‎ ‎nam.‎ ‎Ale,‎ powiada,‎ ‎jeśli‎ ‎się‎ ‎chcesz‎ ‎wybawić‎ ‎stąd‎ ‎(sic),‎ ‎to‎ ‎idź‎ ‎hań,‎ ‎do‎ ‎trzeciej‎ stancji,‎ ‎są‎ ‎tam,‎ powiada, różne‎ ‎książki,‎ ‎to‎ ‎wybieraj,‎ ‎która‎ ‎ci‎ ‎będzie‎ ‎najpotrzebniejsza. Jest‎ ‎tam,‎ powiada,‎ ‎szabla, ‎weź‎ ‎ją‎ ‎i‎ ‎wybaw‎ ‎nas.‎ ‎Weź,‎ ‎tnij‎ ‎w‎ łeb mnie‎ ‎i‎ ‎tego‎ ‎psa,‎ ‎a‎ ‎my‎ wyjdziemy z‎ ‎tego‎ ‎kadłuba‎”‎.‎ ‎A‎ ‎jak dopiero‎ ‎wziął,‎ uderzył ‎tą‎ ‎szablą‎ ‎tego‎ ‎konia‎ ‎i‎ ‎tego‎ ‎psa:‎ powyłazili ‎stąd‎ człowiek ‎i‎ ‎stąd‎ człowiek.‎ ‎A‎ ‎on‎ ‎go‎ ‎odjechał‎ ‎(ten‎ ‎czarnoksiężnik)‎ ‎i‎ ‎pojechał‎ ‎uowić‎ ‎ta‎ ‎kaj.‎ ‎Dopiero‎ ‎jak‎ ‎wypadli‎ ‎wszyscy‎ ‎trzech‎ ‎z‎ ‎tego‎ ‎pałacu,‎ ‎tak‎ ‎lecz,‎ ‎póki‎ ‎ich‎ ‎nie‎ ‎dojedzie.‎ ‎Tak wypadli‎ już ‎daleko,‎ ‎podziękowali‎ ‎se‎ ‎wszyscy‎ ‎trzech‎ ‎i‎ ‎każdy poszedł‎ ‎do‎ ‎swojego‎ ‎miejsca.‎ ‎Dopiero‎ ‎ten‎ ‎do‎ ‎ojca‎ ‎przysed‎ ‎nazad.

Ojciec‎ ‎biedny,‎ ‎turbuje‎ ‎się,‎ ‎co‎ ‎będą ‎jeść.‎ ‎Ale‎ ‎on‎ powiada:‎ ‎„Nie‎ ‎turbujce‎ ‎się,‎ powiada,‎ ‎tatusiu‎ ‎nic,‎ ‎bo‎ ‎ja‎ ‎się,‎ powiada,‎ ‎stanę‎ ‎koniem ładnym” ‎a‎ miał ‎już‎ ‎tę‎ ‎książkę‎ ‎czarnoksiężnickom‎ ‎(sic),‎ ‎czytał se ‎ją‎ ‎zawdy.‎ ‎Zrobił‎ ‎się‎ ‎koniem‎ ‎szpakowatym,‎ ‎ładnym‎ ‎i‎ ‎pojechał‎ ‎ojciec‎ ‎na‎ ‎jarmark‎ ‎na‎ ‎niem.‎ ‎Ale‎ ‎ojcu‎ ‎powiedział‎ ‎tak, żeby‎ ‎jak‎ ‎go‎ ‎będzie‎ ‎sprzedawał,‎ ‎żeby‎ ‎nie‎ ‎brał‎ ‎jeno‎ ‎trzysta złotych‎ ‎jak‎ ‎z‎ ‎uzdę,‎ ‎a‎ ‎jak‎ ‎bez‎ ‎uzdy‎ ‎—‎ ‎dwieście.‎ ‎Po tym,‎ ‎on‎ ‎(ojciec)‎ ‎jak‎ ‎go‎ ‎sprzedał‎ ‎bez‎ ‎uzdy,‎ ‎tak‎ ‎on‎ ‎(syn)‎ ‎się‎ ‎zrobił‎ ‎ptakiem‎ ‎i‎ ‎poleciał‎ ‎nazad‎ ‎do‎ ‎niego.‎ Po tym,‎ ‎jak‎ ‎te‎ ‎pieniądze‎ ‎przejedli,‎ ‎znowu‎ ‎się‎ ‎zrobił‎ ‎gniadym‎ ‎koniem‎ ‎ładnym;‎ ‎to‎ tak samo upomniał,‎ ‎żeby‎ ‎(sprzedawać)‎ ‎bez‎ ‎uzdy.‎ ‎Jak‎ ‎go‎ ‎sprzedawał,‎ ‎tak przychodzi‎ ‎ten‎ ‎czarnoksiężnik:‎ ‎„No,‎ ‎dziadu,‎ ‎co‎ ‎chcesz‎ ‎za‎ ‎tego konia?‎ ‎Dopiero‎ ‎wiele‎ ‎za‎ ‎niego‎ ‎chces.‎ ‎„A,‎ powiada,‎ ‎trzysta‎ ‎złotych.‎ ‎J‎ak‎ ‎z‎ ‎uzdą“.‎ ‎Wyrwał‎ ‎pieniądze,‎ ‎bierze‎ ‎za‎ ‎konia.‎ ‎Wodzi‎ ‎dopiero po‎ ‎mieście‎ ‎i‎ ‎bije,‎ ‎a‎ ‎najwięcej‎ ‎w‎ ‎łeb,‎ ‎kaj‎ ‎sie‎ ‎trefi.‎ ‎Ludzie‎ ‎żałują:‎ ‎„Takie‎ ‎bydle‎ ‎ładne,‎ ‎tak‎ ‎bije!“‎ ‎Jak‎ ‎zbieł,‎ ‎dopiero‎ ‎wiedzie‎ ‎do‎ ‎kowala‎ ‎zaraz‎ ‎kuć.‎ ‎Dopiero‎ ‎zawiód‎ ‎do‎ ‎kowala,‎ ‎dopiero pokazuje,‎ ‎jakie‎ ‎to‎ ‎robić‎ ‎podkowy‎ ‎wielkie;‎ ‎konia‎ ‎uwiązał‎ ‎u‎ ‎słupa. Ale‎ ‎dzieci‎ ‎chodzą,‎ ‎tego‎ ‎kowala,‎ ‎kole‎ ‎kuźnie,‎ ‎a‎ ‎on‎ ‎stoi‎ ‎koło‎ ‎ogniska. I‎ ‎dopiero‎ ‎prosi‎ ‎ten‎ ‎koń,‎ ‎żeby‎ ‎mu‎ ‎z‎ ‎jednego‎ ‎ucha‎ ‎te‎ ‎uzdę‎ ‎ściągnąć. Dziecko‎ ‎mu‎ ‎zdjęło‎ ‎z‎ ‎jednego‎ ‎ucha‎ ‎te‎ ‎uzdę,‎ ‎on‎ ‎trzepnął‎ ‎łbem i‎ ‎uciekł.‎ Zrobił się myszą,‎ ‎wpadł‎ ‎do‎ ‎dziury‎ ‎pod‎ ‎ognisko kowalowi.‎ ‎Ten‎ ‎czarnoksiężnik‎ ‎się‎ ‎zrobił‎ ‎znowu‎ ‎kotem,‎ ‎strzeze‎b na‎ ‎tę‎ ‎mysz,‎ ‎a‎ ‎mysz‎ ‎mu‎ ‎ta‎ ‎pokazuje‎ ‎trochę‎ ‎ogona.‎ ‎Kowal‎ uciekł za kuźnię,‎ ‎bo‎ ‎się‎ ‎boi,‎ ‎a‎ ‎kot‎ ‎strzeże‎ ‎pod‎ ‎ogniskiem.‎ ‎Ale,‎ ‎jak‎ ‎dopiero‎ ‎kot‎ ‎popatrzył,‎ ‎ta‎ ‎mysz‎ ‎wypadła,‎ ‎zrobiła‎ ‎się‎ ‎gołębiem, lata‎ ‎w‎ ‎powietrzu.‎ ‎Ten‎ ‎się‎ ‎znowu‎ ‎zrobił‎ ‎jastrzębiem‎ ‎i‎ ‎goni gołębia‎ ‎w‎ ‎powietrzu.‎ ‎Wygnali‎ ‎się‎ ‎precz,‎ ‎aż‎ ‎na‎ ‎wsie.‎ ‎Gołęb‎ ‎się umęczył,‎ ‎jak‎ ‎sie‎ ‎juz‎ ‎dostał‎ ‎do‎ ‎drzewa,‎ ‎do‎ ‎jednego‎ ‎ogrodu‎ ‎szlacheckiego,‎ ‎zrobił‎ ‎się‎ ‎potem‎ ‎kanarkiem.‎ ‎Skacze‎ ‎z‎ ‎gałęzi‎ ‎na gałąź,‎ ‎po‎ ‎tym‎ ‎ogrodzie,‎ ‎a‎ ‎ten‎ ‎sie‎ ‎tłucze,‎ ‎bo‎ ‎ma‎ ‎wielgie‎ ‎skrzydliska;‎ ‎temu‎ ‎lepiej,‎ ‎bo‎ ‎ma‎ ‎małe.‎ ‎Panna‎ ‎wyszła‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎ogrodu, przygląda‎ ‎się,‎ ‎że‎ ‎to‎ taką ‎ptaszynę‎ ‎goni‎ ‎jastrzęb‎ ‎i‎ ‎powiedziała znowu‎ ‎ojcom,‎ ‎że‎ ‎to‎ ‎taką‎ ‎ptaszynę‎ ‎tak‎ ‎goni‎ ‎jastrzęb.‎ ‎Po tym‎ wyszła ‎powtórnie‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎ogrodu,‎ ‎i‎ ‎ten‎ ‎ptaszek‎ ‎się‎ ‎odzywa‎ ‎do‎ ‎niej, żeby‎ ‎nadstawia‎ ‎fartucha,‎ ‎żeby‎ ‎jej ‎skoczyć‎ ‎do‎ ‎niego,‎ ‎żeby‎ ‎przed tym‎ ‎jastrzębiem‎ ‎się‎ ‎schował.‎ ‎I‎ ‎poleciała‎ ‎z‎ ‎uciechą‎ ‎do‎ ‎pokoju z ‎tym‎ ‎ptaszkiem.‎ ‎Ojciec‎ ‎zaraz‎ ‎go‎ ‎wsadzili‎ ‎do‎ ‎klatki;‎ ‎ucieszyli‎ ‎się tym‎ ‎ptaszkiem.‎ ‎Potym‎ ‎za‎ ‎drugi‎ ‎czas,‎ ‎przyjeżdża‎ ‎zboża‎ ‎(sic)‎ ‎kupować‎ ‎do‎ ‎tego‎ ‎pana.‎ ‎Wchodzi‎ ‎do‎ ‎pokoju,‎ ‎ale‎ ‎popatrzył ‎najpierwy na‎ ‎ścianę;‎ ‎ptaszek‎ ‎przestał‎ ‎śpiewać‎ ‎zaraz.‎ ‎„A‎ ‎cóż,‎ ‎ma‎ ‎pan zboże‎ ‎do‎ ‎sprzedania?” “A,‎ powiada,‎ ‎mam”‎.‎ ‎Ha,‎ ‎dopiero‎ ‎prosi‎ ‎o‎ ‎tego ptaszka,‎ ‎żeby‎ ‎mu‎ ‎sprzedał.‎ ‎„Za‎ ‎żadne‎ ‎pieniądze‎ ‎nie‎ ‎oddam‎u‎. Ale‎ ‎jak‎ ‎wziął‎ ‎prosić:‎ ‎„Sto‎ ‎złotych‎ ‎za‎ ‎tego‎ ‎ptaszka!“‎ ‎Wziął, sprzedał.‎ ‎On‎ ‎rachował‎ ‎pieniądze‎ ‎tam‎ ‎w‎ ‎innym‎ ‎pokoju‎ ‎za‎ ‎tego ptaszka,‎ ‎a‎ ‎ten‎ ‎ptaszek,‎ ‎jak‎ ‎się‎ ‎pan‎ ‎przechodzień,‎ ‎prosi,‎ ‎żeby‎ ‎go sam‎ ‎pan‎ ‎oddawał‎ ‎(żeby‎ ‎go‎ ‎nie‎ ‎brau‎ ‎ze‎ ‎ściany)‎ ‎i‎ ‎żeby‎ ‎go‎ ‎puścił‎ ‎na‎ ‎podłogę.‎ ‎Jak‎ zapłacił,‎ ‎tak‎ ‎leci,‎ ‎chce‎ ‎brać‎ ‎tego‎ ‎ptaszka‎ ‎ze‎ ‎ściany.‎ ‎Ale‎ ‎ten‎ ‎pan‎ ‎powiada:‎ ‎„Ja‎ ‎go‎ ‎sam‎ ‎oddam“.‎ ‎Złapał za‎ ‎klatkę ‎i‎ ‎oddaje‎ ‎temu‎ ‎czarnoksiężnikowi‎ ‎tego‎ ‎ptaszka. Jak‎ ‎mu‎ ‎oddawał,‎ ‎tak‎ ‎puścił‎ ‎na‎ ‎ziemię‎ ‎tę‎ ‎klatkę‎ ‎z‎ ‎tym‎ ‎ptaszkiem.‎ ‎Z ‎tego‎ ‎ptaszka‎ ‎zrobiło‎ ‎się‎ ‎pięć‎ ‎ziaren‎ ‎pszenicy.‎ ‎Ten‎ ‎czarnoksiężnik‎ ‎zrobił‎ ‎się‎ ‎kokotem:‎ ‎dali‎ ‎ziarno‎ ‎dziobać.‎ ‎Cztery‎ ‎ziarna połknęli,‎ ‎a‎ ‎z‎ ‎piątego‎ ‎zrobił‎ ‎się‎ ‎lis‎ ‎i‎ ‎ ‎zagryzł ‎ ‎kokota‎ ‎i‎ ‎skończyło‎ ‎się.‎ ‎I‎ ‎ten‎ ‎się‎ ‎potem‎ ożenił z‎ ‎tą‎ ‎panną,‎ ‎ten‎ ‎chłopak.

 

Fragment pochodzi z pozycji: Ciszewski Stanisław, Krakowiacy: monografia etnograficzna. T. 1 dostępnej w domenie publicznej w serwisie Polona: Krakowiacy : monografia etnograficzna. T..., Ciszewski, Stanisław..., 1894 | Polona.

Żródło ilustracji Muzeum Etnograficzne w Krakowie: obraz Czarownik autorka Kogut Józefa z Małopolski lata 20 XX wieku https://zbiory.etnomuzeum.eu/pl/katalog-zbiorow/46597