Odkrywanie rzemieślniczej pasji
Z Piotrem Krajewskim rozmawia Joanna Zawierucha-Gomułka
Piotr Krajewski jest inżynierem budownictwa i zawodowym tancerzem. Niedawno obronił doktorat z zakresu inżynierii wiatrowej dotyczący badań nad smogiem i wentylacją miast. Równolegle ukończył Studio Baletowe Opery Krakowskiej oraz Instruktorski Kurs Kwalifikacyjny z Tańca Ludowego. Aktualnie pracuje jako instruktor tańca i choreograf w XXX LO w Krakowie, gdzie uczy młodzież tańców narodowych, jest asystentem choreografa Anatola Kocyłowskiego oraz jest pracownikiem Laboratorium Inżynierii Wiatrowej Politechniki Krakowskiej. W międzyczasie Piotr samodzielnie rozwinął pasję rzemieślniczą, która przekształciła się w formę dodatkowej pracy. Warto zaznaczyć, że nie kształcił się w żadnej pracowni, a doświadczenie nabywał samodzielnie, latami, na podstawie własnych eksperymentów. Dziś jest jednym z nielicznych fachowców w Polsce zajmujących się tworzeniem i renowacją pasów ludowych.
Piotrze, byłam pewna, że jesteś kaletnikiem, a tymczasem okazuje się, że masz szerokie wykształcenie, ale niekoniecznie w zakresie rękodzieła ludowego.
Piotr Krajewski: Tak, jeśli miałbym opisać, kim jestem, odpowiedziałbym, że jestem przede wszystkim inżynierem i artystą. Z jednej strony często muszę osiągnąć konkretny cel, a z drugiej moje życie wymaga sporej kreatywności. Dzięki temu nigdy się nie nudzę i do tego mam wspaniałe wspomnienia.
Kiedy zacząłeś się interesować rzemiosłem ludowym i rękodziełem artystycznym?
Piotr Krajewski: Od kiedy pamiętam zawsze robiłem coś manualnie, sklejałem modele samolotów, ale też równocześnie tańczyłem w zespole Pieśni i Tańca Nowa Huta w Nowohuckim Centrum Kultury i chodziłem do szkoły muzycznej. Skończyłem również Studio Baletowe Opery Krakowskiej. W 2006 r. założyłem grupę taneczną składającą się z muzyków i tancerzy, z którą występowaliśmy w różnych miejscach i w ten sposób zarabiałem na życie. Zauważyłem wtedy, że mój strój krakowski szybko się zużywa. Stanąłem przed problemem: pas, który kiedyś udało mi się kupić, ładny, haftowany (na którym się potem wzorowałem), zaczął mi się rozpadać. Miałem zarobione pieniądze, chciałem kupić nowy pas krakowski, ale okazało się to niemożliwe. Jedna z firm szyjących stroje oferowała pasy, ale przyznam, że nie były ładne, bardzo uproszczone, a ja poszukiwałem pasa tradycyjnego, z plecionką i bogato zdobionego.
Kiedy to mniej więcej było?
PK: Ponad 10 lat temu. Zaznaczę jeszcze, że Pracownia im. Stanisława Wyspiańskiego miała projekt paska z plecionką, ale już go nie robili. Chodziłem po wszystkich kaletnikach w Krakowie, pokazywałem im oryginał i pytałem, czy zrobią mi taki pas. Jeden pan z Wieliczki powiedział, że mógłby się podjąć, ale podał zaporową cenę. Napisałem nawet do Związku Kaletników Polskich, niestety nikt nie był zainteresowany. Wszędzie odbijałem się od ściany i ostatecznie nie znalazłem osoby, która mogłaby mi wykonać tak zdobiony pas krakowski.
Rozumiem, że to był moment, w którym podjąłeś kluczową decyzję?
PK: Tak. Postanowiłem zrobić go sam. Oglądnąłem go dokładnie i stwierdziłem, że chyba to nie jest takie skomplikowane. Kiedyś ludzie go zrobili, więc może ja też mógłbym go wykonać. A ponieważ moja mama robiła kiedyś skórzane spinki do włosów, to mieliśmy w piwnicy worek ze skórą. Zrobiłem na tej skórze próby, jak materiał się zachowuje, jak to się tnie i uznałem, że sobie poradzę.
Pamiętasz, kiedy to było, w którym roku?
PK: W 2011 r.
Największą trudnością były brzękadła, bo nie dało się ich kupić. Zorientowałem się, że chyba mógłbym je zrobić sam za dosyć rozsądne pieniądze, trochę inwestując. Koledzy z zespołu też byli zainteresowani nowymi pasami i tak zrobiłem cztery pierwsze. Na tych czterech paskach koszty poniesione na materiały i podstawowe narzędzia mniej więcej się zwróciły.
Tańczysz w nim do dzisiaj?
PK: Tak, moi koledzy również.
Jak długo robiłeś te cztery pasy?
PK: Około trzech miesięcy, oczywiście nie non stop, tylko pomiędzy innymi obowiązkami. Wykonałem mnóstwo telefonów do różnych osób i firm. Finalnie musiałem wszystko sam wymyślić i opracować w każdym szczególe. Nawet wykrojnik do pukli mosiężnych, których nikt już nie produkuje, zaprojektowałem sam, bo nie znalazłem osoby, która mogłaby się tego podjąć. Brzękadła wykonałem tak jak dawniej z mosiądzu, ale w tym momencie w Krakowie są tylko dwa sklepy, które sprzedają mosiężną blachę. Droga rozpoznawania tych kontaktów, była… straszna. Próbowałem pozyskać też białą skórę, licową, gładką, garbowaną chromowo, co udało mi się w sumie przypadkiem.
Miałeś już przetarty szlak. Co było potem? Czy przyszły do Ciebie kolejne zamówienia?
PK: Tak, miałem jeden pas do pokazania i dzięki koleżance otrzymałem duże zamówienie od Zespołu Pieśni i Tańca Słowianki – 24 sztuki pasów krakowskich. To był taki motor napędowy. Mogłem sobie wtedy kupić właściwe narzędzia, bo wcześniej ciąłem skórę nożykiem do tapet, nie wiedząc, że są inne rozwiązania. Zakupiłem też surowce, np. duże, dwumetrowe kawałki skór. Znalazłem garbarza, który zrobił mi je specjalnie na zamówienie – i teraz tak sobie myślę, że ten pan naprawdę chciał mi pomóc.
Jak długo robiłeś to duże zamówienie?
PK: Około 6 miesięcy.
Archiwum prywatne
Czy po tylu latach możesz już powiedzieć, że specjalizujesz się w pasach regionalnych?
PK: Powiedziałbym, że specjalizuję się głównie w pasach dla trzech regionów: krakowskiego, sądeckiego i rzeszowskiego, do tego dochodzą – ale już w mniejszej ilości – regiony: spiski, podhalański, wszystkie regiony Beskidów, Pogórze, Lubelszczyzna i paski do mundurów. W tej chwili, z tego co wiem, jestem chyba jedyną osobą, która potrafi wykonać szeroki pas krakowski. Robiłem sporo wzorów pasów Lachów Sądeckich i regionów sąsiednich.
Dla jakich zespołów zrobiłeś pasy?
PK: Dla około trzydziestu zespołów w Polsce i za granicą, m.in. Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk" im. Stanisława Hadyny, Zespołu Pieśni i Tańca Uniwersytetu Jagiellońskiego „Słowianki”, „Masovia”, „Bychlewianka”, „Nowa Huta”, „Jedliniok”, „Lachy”, „Mystkowianie”, „Lublin”, „ZPiT Ziemi Bolesławieckiej”, do Stanów Zjednoczonych, do Australii, Argentyny, Brazylii, Czech, Słowacji czy Szwajcarii, a o wielu nie wiem, bo gdy zamawiającym są firmy szyjące stroje, to często nie znam ostatecznego odbiorcy. Współpracuję prawie ze wszystkimi firmami w Polsce szyjącymi stroje ludowe.
Oznaczasz jakoś swoje pasy?
PK: Kiedyś numerowałem, ale potem system mi się rozjechał. Nie wiedziałem, czy numerować wszystkie, czy dany wzór, ale gdy miałem już kilkadziesiąt różnych wzorów, to zrezygnowałem. Zazwyczaj te pasy dla dorosłych znakuję grawerem, podpisując się na klamrze, lub wygniatam na skórze. Dla mnie podpisem są moje punce, które sam zrobiłem i oczywiście wzory i kolor skóry – bo dobieram go na zamówienie.
Ile zrobiłeś pasów?
PK: Myślę, że mogło uzbierać się około 1000 sztuk, licząc wszystkie najdrobniejsze paski dla dorosłych i dla dzieci. Ilościowo najwięcej robię pasów dziecięcych, ponieważ są najtańsze i jest na nie największe zapotrzebowanie. Przykładowo robiłem miniaturowe paski krakowskie, rzeszowskie, z Pogórza czy z Lubelszczyzny dla grup dziecięcych. Takich zamówień mam całkiem sporo.
Czy podczas wykonywania pasów ściśle trzymasz się tradycji regionalnej? Czy korzystasz ze starych wzorników?
PK: Trzymam się ściśle zasad, które były w danym regionie. Sięgam do atlasów polskich strojów ludowych i korzystam z opisów – jeśli są. Poza tym korzystam z literatury, różnych dostępnych źródeł: spisów etnograficznych. Polski etnograf i folklorysta Oskar Kolberg pozostawił dużo opisów w cyklu monografii regionalnych.
Często pytam zamawiających, czy nie mają zdjęć strojów regionalnych ze swojego regionu, czy nie mogą poszukać źródeł w danym miejscu, czy mogą mi udostępnić fotografie np. z procesji Bożego Ciała, sprawdzić lokalne muzea, skanseny, ponieważ ja często nie mam do nich bezpośredniego dostępu.
Ale bywają sytuacje, że ktoś przychodzi do mnie z ponad 100-letnim pasem i mówi: „Proszę mi skopiować ten pas”.
Czyli dzięki pomocy ludzi niejako pokonujesz ścieżkę poznawczą, docierasz do źródła.
PK: Tak, przecież taką pracę ktoś już kiedyś wcześniej wykonał i trochę mi łatwiej poprosić różne osoby, również te z zespołów folklorystycznych o wsparcie, niż podróżować na drugi koniec Polski. Oczywiście sam przy okazji różnych podróży też robię w miarę możliwości własną dokumentację.
Obecnie obserwujemy zainteresowanie młodzieży tradycją i kulturą regionalną, zaciekawienie tańcami ludowymi.
PK: To prawda, jest teraz moment pewnej „reanimacji”, ale niektórzy nie śledzą dokładnie historii danego regionu, wybierając to, co bardziej im się podoba, a nie to, co powinno być, a muszę podkreślić, że szczegóły i detale stroju są bardzo istotne w późniejszym ich odtwarzaniu. Oczywiście te ubiory regionalne były różne np. ze względu na status społeczny: były mniej ozdobne dla biednych i bardziej dekoracyjne dla bogatych. Sam mam w ofercie pas krakowski w kolorze czerwonym, który jest niepoprawny, a pojawił się dlatego, że w PRL-u nie mieli białej skóry, ktoś zrobił z czerwonej i tak zostało. Zespoły teraz czasem potrzebują dorobić jeden, bo im brakuje do kompletu. Gdy ktoś chce czerwony pas tylko dlatego, że jest ładny, zawsze mu odradzam.
Często wychwytuję istotne szczegóły ze zdjęć, widokówek regionalnych, również tych starych, malowanych. To jest cenne dla mnie o tyle, że na nich widać, jak wyglądały pasy przed wojną.
Czy sam haftujesz pasy?
PK: I tak, i nie. Zaczynałem sam, potem pomagała mi żona, a czasem nawet znajomi na wspólnych spotkaniach. Teraz większość pasków haftuje moja mama, a jak ona nie nadąża, to wtedy jej pomagam, czasem razem z żoną. Wszystko jest haftowane ręcznie, a skórę przekłuwam moim autorskim narzędziem. Dawniej robiło się to szydłem.
Pas krakowski posiada haft rzemieniami – to jest ten element, który go wyróżnia. Jak rozumiem, sam robisz kolorowe hafty?
PK: Tak, aczkolwiek zielony haft skórą ma jeszcze pas rzeszowski. Rzeczywiście, hafty robię z zielonej i czerwonej skóry, z której wycinam rzemienie. Miałem duży problem, żeby tę skórę zdobyć, ponieważ musi ona być bardzo cienka, a do tego mieć odpowiedni kolor.
Musi być cienka, żeby dała się zapleść?
PK: Tak, musi być cienka i wytrzymała. Przy czym prawie nie ma już pasów historycznych, które mają plecionki, z tego co wiem, w tej chwili jeden znajduje się w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, czasem zdarzy się, że ktoś ma w zbiorach prywatnych. Niestety po wojnie nie było skóry zielonej, więc rzemieślnicy haftowali preszpanem – zbitym, twardym i tłustym papierem. Dawniej był on dostępny, ponieważ robiło się z niego teczki, więc paski powojenne haftowane były z użyciem preszpanu.
To skąd Ty masz zieloną skórę?
PK: Zamówiłem ją u tego pana garbarza, który mi kiedyś pomógł i w tej chwili mam zieloną i czerwoną cienką skórę do plecionek.
Widzę tu, że do pasów krakowskich stosujesz kolory czerwony i zielony.
PK: Według mojej wiedzy powinien być tylko zielony. Jak widać, robię czerwono-zielone, ale kiedy szukałem w źródłach, to wskazują one, że stosowany był tylko zielony, zarówno w Krakowie jak i w Rzeszowie. Dawniej regiony Krakowa wschodniego i Rzeszowa się przenikały, istnieje tylko umowna granica w Dębicy, gdzie czasem noszono spodnie rzeszowskie i pas krakowski albo na odwrót.
Z czego składa się pas krakowski?
PK: Są dwa rodzaje pasów: trzos – szeroki, albo biały – wąski z brzękadłami.
Trzos składa się ze skóry zwiniętej w rękaw, który tworzy kieszeń, to jest tzw. skóra juchtowa, czyli garbowana roślinnie. Pas posiada ozdoby z przodu i z tyłu oraz dwie klamry, które zamykają kieszeń, a zapięcie jest z boku po lewej stronie, tak aby był łatwy do niej dostęp. Ozdoby wykonane były ze skóry misternie wycinanej w geometryczne wzory, haftowanej kolorowymi nićmi, gęsto zdobionej puklami i oczkami mosiężnymi, a całość podszyta była czerwonym filcem lub skórą. Czasem miejscami podkładało się jeszcze kolory zielony lub niebieski. Główna część trzosu wykonana jest ze skóry niebarwionej, w kolorze naturalnym, który ciemnieje z czasem, nabierając najpierw koloru słomkowego, potem brązowego, by po kilkudziesięciu latach zrobić się prawie czarny. Kieszeń zamykana jest na klamrę i dodatkowo rzemykiem z frędzlami. Czasami rzemyk zdobiony był oczkami i kółeczkami z drutu mosiężnego. Zdobienia najbogatszych pasów naprawdę były bardzo rozbudowane.
Rozumiem, że trzosy to były pasy najbardziej dekoracyjne?
PK: Tak, najbogatsze w zdobienia. W miejscach, gdzie były żyzne ziemie i ludzie byli bogatsi, np. Mogiła, Proszowice, Bronowice, Zielonki – tam wszyscy chodzili w trzosach. Pierwotnie trzosy, czy w ogóle szerokie pasy skórzane, wykorzystywane były do ciężkiej pracy i żeby ochronić brzuch, dlatego były szerokie na około 20 cm. Potem z czasem zaczęto je zdobić.
Z czego się składa krakowski pas biały?
PK: Składa się z paska szerokości ok. 5-7 cm ze skóry białej lub w kolorze naturalnym, klamry z blachy mosiężnej, dekorowanej zdobieniami wystukanymi metodą puncowania. Pas zdobiony był różnymi elementami mosiężnymi – kółkami, puklami, oczkami oraz na brzegach haftami z zielonej skóry często w dwóch kierunkach, a na środku w formie okrągłych rozetek czy trójkątów. Stare pasy miały sporo bardzo pracochłonnych zdobień, jednak obecnie ze względu na koszty rzadko kto się decyduje na pas taki jak dawniej. Charakterystyczną częścią pasa są mosiężne brzękadła, inaczej dzwonki, ułożone na półkolistych paskach. Do tego torebka zwana kaletką i nóż – kozik - na rzemyku.
Ile czasu schodzi na wyhaftowanie rzemieniem jednego pasa?
PK: To oczywiście zależy od siły w palcach, rzemyków, sztywności skóry i wprawy. Po tylu latach jestem w stanie zrobić ok. 20 cm haftu dwoma rzemieniami w godzinę, natomiast moja mama ma trochę słabsze palce i robi to wolniej. Jest to też praca, której nie da się wykonywać np. 3-4 godziny jednym ciągiem. Kiedyś, chcąc skończyć duże zamówienie na czas, zwichnąłem kciuk…
Jakie właściwości ma skóra juchtowa, z której wykonane są pasy?
PK: Tym, co ją odróżnia od skóry garbowanej chromowo, czyli tej obecnie najbardziej powszechnej, to że można ją wygniatać i formować na mokro. Jest to skóra, która może mocno pracować i np. dlatego robi się z niej siodła. Skóra juchtowa jest trwalsza od chromowej, tylko trzeba ją systematycznie i odpowiednio pielęgnować – jeśli jest natłuszczona lub zapastowana, to zachowuje elastyczność, ma warstwę ochronną i jest w stanie przetrwać 100 lat. Trafiają do mnie ponad stuletnie pasy w bardzo różnym stanie: niektóre są takie, że ich skórę można targać jak papier, a niektóre są całkiem dobrze zachowane.
Konserwujesz te pasy?
PK: Ludzie czasem chcą, żeby je pozszywać lub zrobić renowację. Nie konserwuję w sensie chemicznym i muzealnym. Do mnie trafiają pasy, które mam skopiować albo mam się na nich wzorować. Czasami ktoś mi przynosił pas po pradziadku, drugi pas znajomego i mówił: „Zrób mi coś podobnego na bazie tego wzoru”.
A druga rzecz, to zdarzało mi się robić à la renowację starego pasa w ten sposób, że ktoś prosił, abym oczyścił pukle, żeby spod patyny wyszedł złoty kolor. Skóry juchtowe łapią wszystkie brudy i z czasem ciemnieją, można to trochę ograniczyć, nakładając chemię, ale po czasie wszystkie zrobią się brązowo-czarne.
A jak czyścisz skórę na starym pasie?
PK: To zależy… Są różne preparaty, mydła do siodeł. Stosuję lanolinę lub wosk pszczeli do natłuszczenia. Produkty do skóry powinny być delikatne i jak najbardziej naturalne.
Jakich narzędzi używasz do swojej pracy?
PK: Przede wszystkim różnego rodzaju noży i wykrojników. Wszystkie narzędzia do skóry muszą być bardzo ostre. Niektóre narzędzia udało mi się kupić, ale większość tych, które tutaj mam, zrobiłem sam. W Polsce większość rzeczy robiło się nożem i bardzo prostymi narzędziami, co było niewygodne i wymagało bardzo dużo wprawy.
W niektórych miejscach na świecie kaletnictwo i rymarstwo rozwinęło się bardziej, co przede wszystkim widać po gamie narzędzi i ich nazewnictwie. Na przykład edge beveler (po polsku nie ma nazwy, można wprost przetłumaczyć na „fazowacz krawędzi”) ściągnąłem z Indii. Sporą część rzemiosła nauczyłem się z Internetu, oglądając różne filmy i podpatrując innych rzemieślników. Wszystkiego uczyłem się sam, nie uczestniczyłem w kursie kaletniczym, ponieważ był on nastawiony na zupełnie inny kierunek, a osoby, które robiły paski ludowe, już raczej nie żyją.
Nieskromnie powiem, że dzięki temu, że nie znałem rzemiosła, ogarnąłem sobie to po swojemu i uważam, że znacznie lepiej i szybciej. Zacząłem używać narzędzi, których nikt by nie użył w zakładzie kaletniczym, a co mogłem, to podpatrzyłem w Internecie.
Kto Ci wykonuje dodatki do pasów np. mosiężne brzękadła, dzwonki, nity?
PK: Pukli i brzękadeł mosiężnych nie da się kupić, więc robię je sam. Jakiś czas temu udało mi się znaleźć producenta nitów mosiężnych, zresztą chyba jedynego w Polsce. Obecnie, ponieważ nikt nie wykonuje już rzeczy na lata, wszystkie akcesoria kaletnicze są tylko mosiądzowane cienką powłoką galwaniczną. Mam świadomość, że pasy w zespołach służą często 30-50 lat a czasem nawet i więcej, więc w bogatych wersjach moich pasów ozdoby daję z pełnej blachy mosiężnej, a paski robię tak, aby przetrwały maksymalnie długo. Pewnym ograniczeniem jest oczywiście obecna jakość skóry, ale tego nie przeskoczę.
Jakie zdolności są potrzebne do wykonywania takiego rzemiosła artystycznego?
PK: Przede wszystkim dużo samozaparcia, siła w palcach, zdolności manualne. Kreatywność, cierpliwość, dokładność.
Nie wiem, jak długo jeszcze będę wykonywał pasy. To wymaga bardzo dużej siły w rękach. Skóra jest materiałem niejednorodnym, więc trzeba wymyślać na bieżąco, co z nią zrobić, jak ją dobrze wykorzystać. Ja się śmieję, że rzemiosło jest to zdolność ukrywania błędów, bo zawsze coś się przesunie, zawsze coś jest lekko krzywo, zawsze jest coś do ukrycia. Samo narzędzie może podczas przebijania się lekko zjechać nie w tę stronę, co trzeba. Sam widzę, jak robię setki otworów, to przykładowo 20 będzie lekko skrzywionych, bo skóra może być miejscami grubsza albo nierówna. Sztuką jest zrobić to tak, żeby wyglądało dobrze. Czasami jest to także sztuka rozkroju skóry i pewna wiedza na ten temat. Krojąc skórę na paski, zawsze mam odpady, ale wystarczy wiedzieć, w którym kierunku skóra będzie się bardziej rozciągać i wycinając pasek wiem, że dany kawałek jeszcze tu wytnę, ale w innym kierunku już nie.
To też jest takie myślenie, jak wykorzystać materiał ekonomicznie, nawet ten z tzw. odpadu, bo przecież skóra jest bardzo droga.
PK: Tak… Skóra kosztuje od 150 zł za metr kwadratowy. Do tego, ponieważ każda pochodzi z różnych zwierząt, skóry mają inny kształt i rozmiary. Czasami widać blizny, zmarszczki, choroby skóry zwierzęcia czy też przetarcia i wady powstałe w garbarni, wtedy trzeba się napracować, żeby z niej coś wyciąć, a odpadów będzie sporo. Ja potrzebuję długie, mocne i w miarę sztywne kawałki skór, więc nie jest łatwo kupić odpowiedni surowiec.
Co Cię motywuje do dalszej pracy rękodzielniczej?
PK: Rękodzieło daje dużą satysfakcję z tworzenia czegoś z niczego. Ludzie często nie mogą uwierzyć, że pasek, który im pokazuję zrobiłem od zera z płaskiego kawałka skóry i kawałka blachy. Na pewno moja praca jest ciekawa i zawsze mam nowe wyzwania. Przez lata pracy wyrobiłem sobie już pewną renomę i trafiają do mnie zapytania nietypowe, czasem o nowe wzory, pasy z nowych dla mnie regionów, rekonstrukcje na podstawie szczątkowych informacji, szkiców, torebki folk wzorowane na danym regionie czy kopie starych oryginałów pasów, pasy do mundurów różnych armii, rapcie, żabki do szabli, itp. Motywacją jest też świadomość, że coś dobrego po mnie zostanie i dokładam swoją cegiełkę do zachowania naszego dorobku narodowego. Moja żona się już przyzwyczaiła, gdy czasem gdzieś w Polsce zobaczę ludzi w strojach ludowych, to mówię: „O popatrz, mają moje pasy!”.
Piotrze, jakie są Twoje plany lub marzenia?
PK: Najbliższe, trochę przyziemne plany, to przenieść się i stworzyć porządną pracownię, w której wszystko mi się pomieści, będzie ładnie poukładane i w jednym miejscu… Dużo dalsze plany to stworzyć miejsce, które byłoby przestrzenią do nauki rzemiosła i warsztatem, gdzie można spróbować zrobić coś samemu. Chciałbym, aby dzieci, których kreatywność i chęć rozwijania zdolności manualnych jest zabijana, bo nabrudzą w domu, mogły przyjść i bez ograniczeń tworzyć i poznawać.
Bardzo ubolewam, że obecnie zabieramy dzieciom narzędzia, zamiast pokazywać jak bezpiecznie i prawidłowo ich używać – może dlatego, że sami tego nie umiemy. Już w tym momencie widać, że na rynku brakuje specjalistów, tzw. złotych rączek, i na razie mało robimy, żeby to zmienić, a pracę należy wykonać u podstaw.
Moim marzeniem jest, aby Polacy nauczyli się doceniać swoją kulturę, całe nasze dziedzictwo i byli z niego dumni. Naprawdę mamy czym się pochwalić, etnografia Polski jest bardzo ciekawa i zróżnicowana z wieloma śladami historii i wpływów innych kultur, tylko lata pomniejszania naszych osiągnięć skutkują tym, że większość osób nawet nie wie, jakie są nasze stroje narodowe, o tańcach nie wspomnę… Chciałbym, żeby polskie wzory, stroje, rękodzieło czy zdobnictwo były naszą wizytówką rozpoznawalną na całym świecie, tak jak to jest w przypadku Japonii.
Piotrze Twój wkład w podtrzymywanie tradycji polskiego rękodzieła ludowego jest nieoceniony! Życzę Ci spełnienia wszystkich marzeń i ambitnych planów zawodowych. Dziękuję Ci za tę bardzo ciekawą, pełną merytorycznych treści rozmowę.
*
Wywiad przeprowadzono w czerwcu 2024 r.
Autorka rozmowy: Joanna Zawierucha-Gomułka
Fotografie: Bartosz Cygan
Korekta tekstu: Dorota Smoleń
W ramach wywiadu został stworzony również fotoreportaż, który można obejrzeć pod linkiem: Fotoreportaż.